Czy Świdnica rzeczywiście zasługuje na miano miasta „dobrego do życia”? Z perspektywy władz lokalnych hasło to brzmi dumnie. Ale co, jeśli za tym marketingowym sloganem kryje się rzeczywistość, która mieszkańców przyprawia o frustrację? Przykład Pana Tomasza z ulicy Sudeckiej Osiedla na Wzgórzu w Świdnicy pokazuje, że czasem zwykła latarnia i wysoki krawężnik mogą stać się symbolem tego, jak administracja „sprzyja” swoim mieszkańcom.
Od problemu z latarnią do braku wjazdu
Wszystko zaczęło się we wrześniu 2024 roku, gdy Pan Tomasz, właściciel działki na Osiedlu Sudeckim, zgłosił się do mnie z prośbą o pomoc. Na jego posesji znajdowały się miejsca parkingowe, które zaplanował i wykonał zgodnie z dokumentami geodezyjnymi. Problem polegał na tym, że miasto, w ramach budowy ulicy, zaprojektowało w miejscu wjazdu… latarnię uliczną.
Rozmawiając z urzędnikami, Pan Tomasz usłyszał, że:
- Latarnia została zaprojektowana na podstawie starych planów, które zakładały inny układ podjazdów.
- Przesunięcie latarni wymagałoby dodatkowych nakładów finansowych, na które miasto nie może sobie pozwolić.
- Chodnik przed miejscami parkingowymi nie jest przystosowany do ruchu samochodowego, więc może ulec zniszczeniu.
Sprawa wydawała się absurdalna, zwłaszcza że mapy geodezyjne jasno wskazywały aktualne rozmieszczenie podjazdów i miejsc postojowych.
Interwencja i (nie)konsensus
Złożyłam w tej sprawie interpelację do Prezydent Miasta, Pani Beaty Moskal-Słaniewskiej. W odpowiedzi z 26 września otrzymałam zapewnienie, że miasto „będzie się starać dostosować zagospodarowanie tak, aby umożliwić wjazd na działkę”. Miałam nadzieję, że problem zostanie rozwiązany i młodzi mieszkańcy Świdnicy, tacy jak Pan Tomasz i jego żona, będą mogli korzystać z zakupionych miejsc parkingowych bez przeszkód.
Na październikowej sesji rady miejskiej zapytałam, jak wygląda rozwiązanie tej sprawy. Dyrektor odpowiedział krótko: „Na 99% doszliśmy z mieszkańcami do konsensusu.”
Niedługo później Pan Tomasz ponownie się ze mną skontaktował. Okazało się, że zamiast rozwiązania problemu, miasto… dołożyło nowych przeszkód.
Latarnia, wysoki krawężnik i pas zieleni
Kiedy Pan Tomasz wysłał mi zdjęcia wykonanych prac, z niedowierzaniem spojrzałam na efekty „dostosowania zagospodarowania”:
- Latarnia została na swoim miejscu.
- Na wprost podjazdu pojawił się pas zieleni, skutecznie blokując wjazd.
- Wysoki krawężnik sprawił, że dojazd do miejsc parkingowych stał się niemożliwy.
Cała sytuacja wyglądała jak przykład tego, jak nie prowadzić inwestycji infrastrukturalnych. Co więcej, Pan Tomasz informował urząd o problemie jeszcze przed rozpoczęciem prac. Niestety jego głos został zignorowany.
Miasto czy mieszkańcy? Kto jest dla kogo?
Sprawa Pana Tomasza jest nie tylko przykładem ignorancji urzędniczej, ale także pytaniem o to, w czyim interesie działa gmina. Czy miasto ma prawo budować infrastrukturę, która utrudnia życie mieszkańcom? Czy nie leży w obowiązku władz lokalnych znaleźć rozwiązania, które pogodzą interes społeczny z technicznymi wyzwaniami?
Przepisy takie jak Kodeks postępowania administracyjnego czy Prawo budowlane jasno wskazują, że każda decyzja administracyjna powinna służyć ludziom. Z kolei Ustawa o samorządzie gminnym nakłada na gminę obowiązek zaspokajania zbiorowych potrzeb wspólnoty.
Świdnica – miasto dobrego do życia?
Każdy mieszkaniec, który wybiera Świdnicę jako swoje miejsce do życia, ma prawo oczekiwać, że miasto będzie go wspierać. Niestety, przykład Pana Tomasza pokazuje, że władze zamiast ułatwiać życie, często je komplikują.
Złożyłam kolejną interpelację w tej sprawie i wystosowałam zawiadomienia do odpowiednich organów. Nie pozwolę, aby mieszkańcy byli ignorowani. Świdnica potrzebuje władz, które rozumieją, że każde prawo i każda decyzja powinna służyć ludziom, a nie generować kolejne problemy.
Władza jest dla mieszkańców, a nie na odwrót. Miejmy nadzieję, że miasto w końcu to zrozumie.